Miesięczne archiwum: marzec 2020

Wiślane plaże marzeń

Troska o zdrowie i odgórne zarządzenia zatrzymały wielu z nas w domach. Pracujemy zdalnie, staramy się dobrze zorganizować czas dzieciakom, usiłujemy oswoić nową rzeczywistość, pewnie zastanawiamy się, jak długo to potrwa… Warto znaleźć coś, co pozwoli oderwać się od niewesołych myśli. Takim „lekarstwem na nerwy” mogą być wspomnienia, a co aktywuje je lepiej niż albumy ze zdjęciami, do których może już dawno nie zaglądaliście?

Zachęcamy, żebyście poszukali w nich czegoś bardzo konkretnego: promieni słońca, uśmiechu na twarzy, beztroskiej radości… Być może odnajdziecie je w ujęciach z egzotycznych podróży, ale równie dobrze można je znaleźć na fotkach pstrykniętych na osiedlowym placu zabaw, w jednym z krakowskich parków czy na plaży pod Wawelem….

Na plaży pod Wawelem? Tak, przecież na dębnickim cyplu jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku funkcjonowała plaża, na której relaksowali się krakowianie, zażywając przy okazji kąpieli w chłodnej rzece. Prasa donosiła:

„Pogodne dni lata dzień w dzień ściągają rzesze krakowian nad błękitne wody Wisły (…). Złoty piasek wiślański doskonale harmonizuje z brązowymi lub brązowiejącymi ciałami, zaś szmaragdowa trawa stanowi doskonałe tło dla kolorowych kostiumów plażowiczów” („Echo Krakowa”, 1 VIII 1951, s.3)

Ach, cóż za barwny obrazek! Niestety, gdy sięgniemy do zdjęć, czeka nas małe rozczarowanie, bo skala szarości nie oddaje całego kolorytu nadwiślańskiej plaży. Ale od czego mamy wyobraźnię?

Fot. Henryk Hermanowicz, lata 60. XX w.

Fot. Henryk Hermanowicz, lata 60. XX w.

 

 

 

 

 

 

 

 

Fot. Józef Lewicki, lata 60. XX w.

Fot. Józef Lewicki, lata 60. XX w.

 

 

 

 

 

 

Fot. Józef Lewicki, lata 60. XX w.

Fot. Józef Lewicki, lata 60. XX w.

 

 

 

 

 

Cofnijmy się jeszcze nieco w przeszłość, do lat 30. XX w., kiedy krakowskie plaże cieszyły się szczytową popularnością. W tym czasie zaczęto doceniać rekreacyjne walory rzeki w mieście, zwłaszcza podczas letnich upałów. Możliwość wypoczynku nad przynoszącą ożywczy chłód rzeką przedstawiano jako prawdziwe dobrodziejstwo, w dodatku dostępne dla wszystkich, niewymagające nakładów finansowych, nie tylko przyjemne, ale też zdrowe. Dowodzono, że nad miejską rzeką można znaleźć wszystko, co potrzebne do relaksu: słońce, piasek i wodę.

reklamy prasowe

Krakowianie chętnie korzystali z tej możliwości w wielu miejscach na całej długości rzeki, ale szczególnie na zorganizowanych plażach: „Wawel” na Dębnikach i „Krokodyl” w pobliżu klasztoru Norbertanek. Na fotografiach widzimy tryskających radością użytkowników plaży, wypoczywających na piasku, kąpiących się w rzece, grających w piłkę, zasiadających przy kawiarnianych stolikach… Aż chciałoby się do nich dołączyć!

Fot. Edward Heczko, lata 30. XX w.

Fot. Edward Heczko, lata 30. XX w.

 

 

 

 

 

 

 

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

 

 

 

 

 

 

 

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

 

 

 

 

 

 

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

 

 

 

 

 

 

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

Fot. Agencja Fotograficzna „Światowid”, lata 30. XX w.

 

 

 

 

 

 

A może wśród plażowiczów byli Wasi rodzice lub dziadkowie, może w okresie PRL-u Wy sami? Mamy do Was wielką prośbę: jeśli w rodzinnych archiwach natkniecie się na zdjęcia z krakowskich plaż, podzielcie się z nami (oczywiście wirtualnie)! Jeśli ktoś z Was ma wspomnienia związane z rekreacją nad Wisłą – również chętnie je przyjmiemy! Pracujemy właśnie nad wystawą na ten temat, ma się ona odbyć w przyszłym roku. Wasz wkład jest bezcenny, dlatego prosimy: #zostanwdomuopowiedzkrakow

Na zdjęcia i wspomnienia czekamy pod adresem fotozbiory@muzeumkrakowa.pl

Plakietki wotywne ze zbiorów Muzeum Krakowa

W obliczu panującego zagrożenia i towarzyszącego nam niepokoju, warto wspomnieć o dawnych epidemiach i bohaterach, którzy nie bacząc na niebezpieczeństwo nieśli pomoc potrzebującym…. i co istotne, nieśli wsparcie dla ducha.

Na przestrzeni wieków, cała Europa i Kraków mierzyć musiały się z różnorodnymi epidemiami i chorobami dotykającymi wszystkich- zarówno biednych i tych bogatych. Swoista, „demokratyczna” i nie forująca nikogo choroba traktowana bywała często jako srogi znak od Boga zagniewanego na grzeszny lud. Obok racjonalnych sposobów wali z epidemią – opartych na doświadczeniach starożytnych, jak i w oparciu o teksty arabskie, czy dzieła średniowiecznych i nowożytnych lekarzy, zawsze poszukiwano duchowego wsparcia i liczono na Boży cud. Zawsze obok wiedzy medycznej i siły doświadczenia ważnym elementem walki z nieznanym często przeciwnikiem była wiara, czego przykładem był rozpowszechniony dawniej szeroko kult świętych patronów chroniących przed „morową strzałą”.
Święty patron pełnił zatem rolę pośrednika między błagającym o łaskę a Bogiem. Pośród wiernych rolę szczególnie skutecznych orędowników, obok Matki Boskiej Miłosiernej (w ikonografii osłaniającej swoim płaszczem wiernych) przyjęły w średniowieczu postacie męczennika Św. Sebastiana, świętych Rocha, Antoniego Pustelnika, jak i w epoce nowożytnej – arcybiskupa Mediolanu Karola Boromeusza.
Postać Karola Boromeusza (1538-1584)- arcybiskupa Mediolanu, jednego z filarów wielkiej reformy Kościoła Katolickiego po soborze trydenckim; teoretyka sztuki i wybitnego eksperta z zakresie prawa i teologii, zasługuje na szerszą uwagę. To postać o międzynarodowej sławie, z którą korespondowali królowie Stefan Batory i Zygmunt III Waza, traktujący go jako przewodnika duchowego, czy kardynałowie Andrzej Batory i Jerzy Radziwiłł prosząc Boromeusza o porady z zakresu sprawnego zarządzania diecezją i wprowadzania koniecznych reform posoborowych. To wreszcie wielki patron chroniący przed zarazą !!!
Kanonizowany w 1610 roku Boromeusz wsławił się aktywną działalnością w ogarniętym zarazą Mediolanie. Wielka epidemia, która nawiedziła to miasto w latach 1576-1577, zdziesiątkowała mieszkańców; władze były bezradne. Do dziś mediolańczycy wierzą, że dzięki odwadze, sile charakteru i wykształceniu arcybiskupa udało się uratować miasto. Boromeusz zadbał bowiem o rozmaite aspekty życia w nękanym przez chorobę mieście- od opieki duchowej i aktywnego zachęcania kapłanów do pomocy chorym, poprzez osobistą pomoc materialną dla potrzebujących. Arcybiskup postanowił bowiem sprzedać cześć swojego majątku osobistego na zakup żywności dla chorych; co więcej wyprzedał całe wyposażenie pałacu arcybiskupiego w celu uzyskania środków na pomoc dla potrzebujących. Jego wielkim dziełem było sprawne urządzenie wielkiego szpitala polowego – Ospedale San Gregorio- pod murami Mediolanu, gdzie chorzy mogli przejść kwarantannę w miarę dobrych, jak na XVI wiek warunkach. Sam Boromeusz przemierzał często miasto boso, ze sznurem pokutnym u szyi i z krucyfiksem w ręku, wzbudzając swą pokorą powszechny szacunek. Ów powróz- sznur pokutny u szyi to odwołanie do dewizy arcybiskupa – „Humilitas”, czyli pokora. To cecha, która przeszła do historii, bo wysoki hierarcha kościelny zrezygnował z przywilejów i aktywnie podjął się realnej pomocy potrzebującym, w praktyce realizując podstawowe obowiązki kapłana i osoby mającej poczucie odpowiedzialności za innych.
Nie dziwi zatem fakt, iż nowożytny arcybiskup stał się z czasem świętym o międzynarodowej sławie, także czczonym w Krakowie, o czym świadczą m.in. ołtarze z wizerunkami świętego Karola Boromeusza w kościele Mariackim, czy w kościele Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu.
Doświadczenia arcybiskupa Mediolanu na polu zwalczania zarazy były stosowane przez innych hierarchów Kościoła, jak i świeckich, zalecano m.in. przestrzeganie higieny osobistej, sam arcybiskup- na podstawie doświadczeń z zarazy- zauważył, że częste mycie rąk (wodą z octem), częste zmienianie ubrania i faktyczne stosowanie kwarantanny, są sposobem na walkę z „morowym powietrzem”. Wiele tych doświadczeń miało charakter intuicyjny i wynikało z obserwacji, dopiero z czasem postęp medycyny wskazał na słuszność tego typu zaleceń.

Postać wielkiego arcybiskupa Mediolanu można przy okazji przywołać w kontekście ciekawych muzealiów w kolekcji Muzeum Krakowa – tabliczek wotywnych związanych z krakowskim cechem kramarzy. Cech w XVIII wieku obrał sobie za patrona właśnie Karola Boromeusza i opiekował się ołtarzem ku jego czci w kościele Mariackim.
Srebrne wota w formie niewielkich tabliczek z wizerunkiem świętego nie są obiektami powstałymi jako wyraz wdzięczności za uratowanie z choroby. To przedmioty związane z obowiązkiem członka cechu, który po „wyzwoleniu” na mistrza cechowego, miał obowiązek przekazania na rzecz cechu tego typu srebrnej tabliczki.
Wota cechowe są interesujące z tego powodu, że ukazują świętego w jego typowej ikonografii z czasów zarazy – z krucyfiksem w dłoniach (według przekazów z epoki, krucyfiks był zarazem relikwiarzem z umieszczoną weń relikwią gwoździa, którym przybito do krzyża Chrystusa) i powrozem u szyi- symbolem pokory ( Pokora „Humilitas” było dewizą Karola Boromeusza).

Postać Boromeusza, którego czyny zyskały międzynarodowy rozgłos, a wielu krakowskich hierarchów Kościoła powoływało się na jego autorytet, to przykład odpowiedzialności,przestrzegania zasad, wiary w zwycięstwo z niewidzialnym wrogiem oraz ludzkiej wrażliwości wobec potrzebujących.
Te wartości można z całą pewnością nazwać obywatelskimi.

Michał Hankus

Plakietka wotywna Bartłomieja Przybylskiego, 1775 r.

Plakietka wotywna Bartłomieja Przybylskiego, 1775 r., blacha srebrna repusowana, grawerunek, 13,6 x 11 cm, zbiory Muzeum Krakowa; MHK- 567/II

Plakietka wotywna, III ćw.

Plakietka wotywna, III ćw. XVIII w., blacha srebrna repusowana, grawerunek, 11,8 x 10,5 cm, zbiory Muzeum Krakowa; MHK- 566/II

Plakietka wotywna S. Wtkowskiego i jego rodziny, XVIII w.

Plakietka wotywna S. Wtkowskiego i jego rodziny, XVIII w., blacha srebrna repusowana, grawerunek, 9,7 x 7,4 cm, zbiory Muzeum Krakowa; MHK-584/II